Należy się godność, szacunek i PESEL

Dostaję sporo maili z pytaniami o rady na temat „życia”. Takie to tematy raczej psychologiczne. Zero merytoryki tylko takie „wyładowanie” frustracji często połączone z apelem o pomoc. Mniej więcej takie w stylu najdłuższego komentarza chyba w historii tego bloga z ostatniego postu. Gdybym poszedł w kierunku bycia psychologiem, dzisiaj dumnie nazywanym coachem, tak jak pracownia dentysty dumnie nazywa się kliniką, zbierając 30-40 zł za godzinę rozmowy na Skypie, całkiem dobrze bym zarabiał. W każdym bądź razie wśród tych maili da się zauważyć różne tendencję, a najnowszą tendencją jest gratulowanie mi odwagi w głoszeniu własnych poglądów. I dzisiaj właśnie o tym.

I nie piszę tego po to, aby w jakikolwiek obrazić ludzi, którzy te maile piszą, wręcz przeciwnie. Tak jak mnie ktoś kiedyś ukształtował, tak też ktoś musi kształtować kolejne osoby. To właśnie problemy emocjonalne są największym problemem w biznesie. Znany wam jeden z naszych wykładowców, kiedyś biedny człowiek, a obecnie można powiedzieć, że miliarder Tadeusz Witkowicz zapytany o to czy robić biznes samemu czy starać się znaleźć wspólnika odpowiedział, aby znaleźć wspólnika. Zapytany dlaczego, odpowiedział, że przeważnie jest tak, że jak my chcemy zrezygnować to wspólnik nie chce, a jak wspólnik chce, to my go podtrzymujemy na duchu. I to jest najważniejsza cecha wspólnika, nie to, że ma pomysł, nie to, że ma pieniądze, ale to, że po prostu wspiera nas. A jak ktoś szuka, rady porady to dobrze o nim świadczy.

Zaciekawiły mnie jednak te gratulację za głoszenie własnych poglądów. Tuwim pisał, że gratulacje to najuprzejmiejsza forma zawiści. No ale Tuwim był chorym psychiczne na agorafobie, nerwice i wiecznie w depresji założycielem ZAiKSu, więc jego opinii nie możemy traktować do końca poważnie. Zresztą do każdej opinii wygłaszanej przez „humanistów” należy podchodzić ostrożnie, jednak w tych słowach coś jest. Bo fakt tego, że ktoś  gratuluje komuś za coś oznacza, że to coś jest czymś wyjątkowym. Jeżeli ktoś gratuluje mi tego, że mam odwagę mówić to co myślę, to znaczy, że ludzie przeważnie nie mają tej odwagi, a już prawie na pewno nie ma jej osoba, która gratuluje. Okazuje się, że mówienie tego co się myśli, podobnie jak nie branie dotacji to luksus, na który nie każdego stać. No ale cóż, bycie wolnym kosztuje i trzeba przejść nad tym do porządku dziennego.

Mówienie tego co się myśli, zwłaszcza o innych osobach ma to do siebie, że te osoby reagują przeważnie postawą obronną i dość agresywną. Stąd o wiele łatwiej prawdę usłyszeć od „obcej osoby w barze” niż od bliskich. Rzadko się zdarza, że rozmawiamy z osobą na tyle rozwiniętą emocjonalnie, że na negatywną opinie o sobie zapyta „dlaczego tak sądzisz”.

Na Kontestacji (www.kontestacja.com) 20 września była audycja o Sebastianie. Jest to jedna z dziesiątek, a niedługo, po tych nowelizacjach itp,  tysięcy spraw, gdzie dziecko zostaje zabrane przez urzędników rodzicom „tylko” za to, że są biedni. Tylko w cudzysłowie, bo jak się przeważnie okazuje się, że to nie jest tylko jedna sprawa. Bycie biednym jest przeważnie wynikiem lenistwa lub głupoty. I to nie lenistwa i stanu umysłu teraz, tylko poziomu lenistwa i stanu umysłu 5-10 lat wcześniej.

Oczywiście jestem za tym, aby urzędnik nie miał prawa takich rzeczy robić i ja podejrzewam po takich przeżyciach zabrałbym się z tego kraju w cholerę, ale po całym zamieszaniu nagle się okazuje ile człowiek tak naprawdę jest wart. Nagle dało się wyremontować dom, zrobić łazienkę i pozałatwiać wiele innych rzeczy. W takich sytuacjach ludzie potrafią nawet rzucić palenie i wziąć kredyt (w innej sprawie tak było). Dlaczego nie dało się tego wszystkiego zrobić wcześniej? Ano tak to już jest, że w leniach potencjał drzemie i tylko w drastycznych sytuacjach pojawia się na wierzch. Jedni potrzebują głodu aby wziąć się za siebie, innym trzeba zabrać dzieci, a jeszcze inni potrzebują, aby ich szef pilnował. Najbardziej jednak szanuję tych, którzy sami biorą się się do roboty ot tak, aby do takich sytuacji starać się nie dopuszczać.

Swoją drogą odnośnie palenia, dobra zasada brzmi, nigdy nie pomagaj finansowo ludziom, którzy palą papierosy. Ilekroć ją łamę, tylekroć już ostatni raz widziałem pieniądze.

Przygotowuję nowe seminarium. O prześladowaniach przedsiębiorców przez urzędników opowiedzą prześladowani przedsiębiorcy. Dokładnie jak to wyglądało, jak się obronili i co mogli zrobić, aby całej sprawy nie było, albo przynajmniej aby zajęcie konta bankowego nie likwidowało 40 osobowej firmy, albo aby komornik nie zlicytował nieruchomości, kiedy Ty jesteś bezzasadnie w areszcie, wartych 26 milionów za 700 tys. na poczet 500 tys. długu. O tym nikt nie uczy! Zapraszam, bo naprawdę nie wiadomo, kiedy wizytówka do tak doświadczonych osób będzie wam potrzebna, aby się doradzić.

Oni już stracili swoje firmy z głupoty. Ta głupota polegała na przecenianiu uczciwości ludzi, niedocenianiu zazdrości czy też nieznajomości prawa i tego co mogą urzędnicy, po prostu popełnili jakiś błąd czy to w planowaniu, czy prowadzeniu czy przy ocenie ludzi. Nauczyli się na tych błędach. Są mądrzejsi i nie dadzą się w przyszłości. Tylko problem problem z tą mądrością jest taki, że człowiek uczy się całe życie, a i tak głupi umrze. To jednak nie jest powód, aby przez całe życie chceć być idiotą.

Seminarium – Gdy urzędnicy chcą cię zniszczyć
www.seminarium.asbiro.pl

Na koniec ciekawostka. W ONZ powstało nowe stanowisko, ambasador do spraw kontaktu z obcymi cywilizacjami czy jakoś tak. Taka osoba ma być odpowiedzialna za kontakt z kosmitami, jeżeli przylecą na ziemię. Pamiętajcie o tym płacąc podatki. Wszystkiego dobrego.

14 komentarzy

  1. Irek

    A jeżeli już mowa o przedsiębiorcach i urzędnikach. To teraz prym wiedzie ZUS ścigając przedsiębiorców o zaległe składki za okres w którym zawiesili oni działalność notabene zgodnie z instrukcjami otrzymanymi w ZUSie. Są to kwoty sięgające nawet 90.000 zlotych.

  2. Marek Bernaciak

    Kamilu…. ja ci często gratuluję, choć nie brak mi odwagi głosić swoje poglądy.
    Z mojej strony to wygląda jeszcze tak, że są dwa powody do gratulacji:
    1. dowiadujemy się, że jest ktoś, kto dzieli nasze poglądy, że nie jesteśmy sami wariatami na tym świecie,
    2. odkrywamy coś nowego, czego nie wiedzieliśmy dotąd, ale wyrażamy to gratulacjami.

    A jeśli chodzi o przygotowanie do walki o rodzinę, firmę, życie, to moja dewiza brzmi: „Na nieprzygotowanego sukces nie trafia”.
    Więc trzeba być gotowym, jak to mawialiśmy w harcerstwie: harcerz musi być dbały, mrawy i dołężny…

  3. Jacek Lidwin

    Witam,
    Mówienie co się myśli jest w zasadzie piękne, ale… są tacy co mowią że lepiej myśleć co się mówi, a przynajmniej „jak” i „po co”:-)
    Jeżeli mowi się co się myśli o kimś, to nader często używa się argumentów, „jesteś…” np. jesteś leniem. Jest to argument odwołujący się do JA. Jest w nas, moim i nie tylko moim zdaniem coś niezbywalnego, nazywane niekiedy JA lub DUSZA, Tak nazwana osoba broni się, bo co może innego zrobić, ktoś atakuje przecież jej istotę. I zamiast komus pomóc, być może jedynie utrwalamy w kimś jakieś przeszkadzające mu w rozwoju cechy. Lepiej moim zdaniem być konkretnym, i wskazać konkretne postępowanie dające „złe” skutki. Uczestniczyłem ostatnio w negocjacjach nt. umowy o współpracy nad pewnym projektem, ktore rozpoczęły się uwagami oponentów, typu „on chce mnie oszukać”, a niby dlaczego miałby nie chcieć, to jego problem. Udało mi się skierować rozmowy na konkretne omawianie poszczególnych punktów umowy, w efekcie mamy konkretną umowę zabezoieczającą interesy wszystkich stron. A pobudki uczestników projektu? A jakie mam środki by je ocenić?

  4. Grzegorz P

    „Na koniec ciekawostka. W ONZ powstało nowe stanowisko, ambasador do spraw kontaktu z obcymi cywilizacjami czy jakoś tak.”

    Kamilu, pamiętasz może linka do tego info?
    Poza tym, nie ma co się ograniczać w swoim myśleniu. Patrząc na to z punktu widzenia biznesu, to tzw. ufo jest też dużym rynkiem zbytu usług, towarów, prawda?

    pozdrawiam
    Grzegorz

  5. Szymon K

    Ciekawy artykuł. Uważam, że fajnie by było, gdyby zebrać te wszystkie przyszłe seminaria, które planujesz zrobić i spisać na książkę, coś a’la poradnik np.. Szkoda by było, żeby tematyka seminariów nie została uwieczniona w formie pisemnej… Co do tego nowego stanowiska w ONZ (kontakt z obcymi cywilizacjami) to niezła akcja, nie słyszałem o tym. Heh – może w ONZ wiedzą o czymś, o czym jeszcze wszyscy ludzie nie wiedzą i nas do tego przygotowują 😉 ? Ale racja – póki co to szokujące na co idą nasze podatki… Jestem bardzo rad, że prowadzisz Kamil swój blog i dzielisz się z innymi swoimi przemyśleniami. Dzięki za to WIELKIE

  6. Grzesiek K

    a ja Ci Kamilu gratuluje i dziękuje, właściwie nie wiem jak dobrze wyrazić to co chciałbym Ci tu przekazać, ale chyba właśnie to że po prostu czytając Cie człowiek odnosi wrażenie że ten Twój sposób na biznes który tutaj realizujesz jest dobry, ponieważ korzystasz na nim nie tylko Ty, ale także tacy jak ja, popaprańcy emocjonalni którzy się wszystkiego boją i wszystkiego wstydzą. Dzięki że dzielisz się swoimi doświadczeniami i wiedzą. Nie wiem czy to jakaś umiejętność manipulacji którą nabyłeś i stosujesz, czy to jest to po prostu naturalne, ale po prostu po lekturze tego wpisu, odczuwam ochotę i potrzebe żeby Ci podziękować :), i jak widzę nie tylko ja ;), więc po prostu dzięki 🙂

    p.s. Szkoda że nie udostępniłeś pełnego wykładu profesora Blikle, sugeruje też aby zaprosić na jakieś wykłady Romana Kluske.

    Pozdrawiam
    Grzesiek

  7. Artur M.

    „Dostaję sporo maili z pytaniami o rady na temat “życia”. Takie to tematy raczej psychologiczne. Zero merytoryki tylko takie “wyładowanie” frustracji często połączone z apelem o pomoc.”

    Ja to nazywam drogą od lidera do guru. Ludzie którzy osiągneli jakiś tam sukces finansowy czy inny, staja sie są postrzegani jako liderzy. I zazwyczaj są dobrymi liderami. Natomiast mam na mysli liderów społecznych. Maja ciekawe tło za plecami i zbudowany mocny autorytet. Ta mieszanka wywołuje siłę zwana przyciąganiem. Ludzie „słabsi” szukają dla siebie lidera który nimi pokieruje , od zawsze tak było. W krajach afrykańskich takim liderem jest na przykład szaman jesli ktos ma problem idzie z nim do szamana. Co ciekawe gdy w Zimbabwe dojdzie do np. porwania to nikt nie zgłasza tego na policje tylko właśnie do szamana. W Indiach takim liderem jest guru. W Polsce niektórzy jeszcze idą do księdza ale to, na szczęście powoli mija. U nas ludzie biegaja w kółko machają rękami i nie wiedzą co robić i nagle na horyzoncie pojawia sie właśnie ktos taki jak Kamil, który w dodatku jest otwarty, odpowiada na miale, nie jest nadąsany i odniósł fajne sukcesy. No to daaawaj do niego. Pada przed nim na kolana składa ręce i prosi o pomoc .

    Człowieku trzymaj swój autorytet, swojego guru na dystans nie daj mu podejść za blisko bo wyssa ci twój mózg.
    Chodzi o to by obserwować autorytet, naśladować, modelować pewne zachowania ale byc przy tym sobą i samemu wziąć sie do roboty. Nie oczekiwać że autorytet do którego podszedłeś tak blisko da ci przepis na szczęście. Korzystaj ze swojego autorytetu ucz sie od niego ale gdy wpuścisz go do swojej głowy i pozwolisz by całkowicie tobą sterował zabraknie ci miejsca na własne myślenie i działanie .

    Pare lat temu udało mi sie postawić firmę na nogi a inspiracją do tego była Książka „Efekt Motyla” . Jeśli ktoś przeczytał ta książke czyta tego bloga oglada video z MJM i wysyła maila z apelem o pomoc to znaczy że przeczytał ,obejrzał ale nic nie zrozumiał.
    Polecam obserwacje z daleka, uczenie się i działanie

  8. Tomek Kruk

    Czytając takie rzeczy człowiek dochodzi do wniosku,że Polska jest krajem niebezpiecznym,prawnie niebezpiecznym,a jak dochodzą do tego historie bardzo pracowitych ludzi (bo ci,którzy się dorobili dużego majątku są ludźmi pracowitymi) można dojść do wniosku, że nie ma sensu tworzyć czegoś w tym kraju,bo i tak urzędnicy mnie okradną 🙁

  9. Kamil Cebulski

    Odnośnie Biznesu na kosmitach. To bardzo dobrze, jest to rynek. Ale Państwowa agencja to przesada.

  10. Kasia Puszko

    Heh, tak a propos dążenia do bogactwa i sposobów jego osiągnięcia: dziś na stronie głównej WP.pl można zobaczyć wielki napis: „7 źródeł bogactwa”. Naprawdę, zabawne 😀 Polecam zobaczyć, czym karmi się nasze społeczeństwo. Jeśli jako źródła bogactwa wymieniają głównie „spadek”, „małżeństwo” czy „znaleziony skarb”, to mnie nie dziwi poziom inteligencji finansowej naszych rodaków. Z WP.pl odnośnik był do luxclub.pl, stronki chyba dla osób, któe nie chcą się wzbogacić, a chcą sobie tylko o tym pomarzyć i pozazdrościć innym… 😛 http://luxclub.pl/gid,12724037,img,12724136,kat,1016263,galeria.html?T%5Bpage%5D=1

  11. Artur Turek

    Nawiążę do fragmentu Twojej wypowiedzi,
    oraz pozwolę sobie na małe rozwinięcie o kwestię nie poruszoną,
    a moim zdaniem ciekawą i na pewno nie rzadko spotykaną.

    Fragment o którym mowa:”Bycie biednym

    jest przeważnie wynikiem lenistwa lub głupoty. I to
    nie lenistwa i stanu umysłu teraz, tylko poziomu
    lenistwa i stanu umysłu 5-10 lat wcześniej.”

    Jest jeszcze jeden element, którego tu zabrakło. Strach.
    Można go podpiąć pod głupotę. Przez niektórych inaczej zwany jest zdrowym rozsądkiem,
    choć nie zawsze nim jest.

    Krótka historyjka, którą opowiem, jest fragmentem mojego życia.
    Iks lat temu bylem pracownikiem pewnej firmy. Młody, ambitny chciałem dać z siebie wszystko dla jej rozwoju,
    zwłaszcza, że widziałem z jakimi szef boryka się problemami. Właściwie był to zakład produkcyjny.
    Szef był bardzo dobry w tym co robił. Poświęcał większość czasu na ulepszanie produktu.
    Wynik jego działań był taki, że produkt był wręcz doskonały, lecz świat o nim nie wiedział,
    bo i skąd skoro nie było żadnej reklamy, ani dobrze zorganizowanej sprzedaży. Na to szefowi brakowało czasu.

    Wpadłem na pomysł. Postanowiłem założyć własną działalność i zająć się szeroko pojętą sprzedażą.
    Jako autoryzowany przedstawiciel na pewno podniósłbym obroty firmy.
    Zwłaszcza że wówczas w tej branży było tylko trzech producentów w naszym kraju i zaledwie jeden dystrybutor.
    Przedyskutowałem wszystko z żoną. Oboje w radosnym uniesieniu uznaliśmy pomysł za doskonały.
    Następnego dnia podzieliłem się tym z moim szefem. Niestety ku mojemu zaskoczeniu moja wizja
    nie spodobała się szefowi. Uznał, że nie da mi autoryzacji, ponieważ na pewno będę też sprzedawał produkt konkurencji.
    Po dwóch dniach podszedł do mnie i powiedział, że jeśli otworzę swoją działalność, zwolni mnie z pracy.

    W tym miejscu pojawia się nasz bohater. Strach.
    Byłem jedynym żywicielem rodziny. Dwoje małych dzieci. Bezrobocie było duże.
    Strach wygrał. Położyłem uszy po sobie i pracowałem dalej.
    Po kilku latach miałem jeszcze kilka razy różne pomysły. Szef postanowił mnie zwolnić. Zostałem z niczym.
    W czasie gdy pracowałem z uszami położonymi po sobie, rynek się zmienił.
    Po stracie pracy nie było sensu otwierać tego rodzaju działalności.
    Trafiłem na następnego niereformowalnego szefa i w końcu odpuściłem.
    Teraz mam własną małą firmę (jednoosobową). Ledwie ciągnę ten wózek.
    W tym miesiącu nie mam nawet na ZUS i pluję sobie w brodę, że tamtego dnia wygrał strach.
    Oczywiście nie marudzę, tylko walczę dalej o swoją wolność i sukces.

  12. Radek O

    @Artur M- Ciekawe przemyślenia odnośnie litera. Chociaż myślę ,że „chodzenie do księdza” może nie być takie złe. Kiedyś usłyszałem że spowiedź jest to darmowa psychoterapia. Sam nie korzystam ale może coś w tym jest.

  13. Maciej Bienert

    Zapoznajcie się z moją historią. Jest to opowieść młodego, polskiego przedsiębiorcy o warunkach prowadzenia działalności. Oto ona:
    Po dwóch latach zatrudnienia w Urzędzie Pracy zorientowałem się, że nie jest to zajęcie dla mnie. Chcąc osiągnąć więcej w roku 2000 wyjechałem do Wielkiej Brytanii by nauczyć się języka. Po ok 9 miesiącach wróciłem do Polski i otworzyłem pierwszą działalność gospodarczą-szkoła języka. Niestety zaoszczędzone pieniądze nie wystarczyły by zbyt długo dotować deficytowe przedsięwzięcie. Taki to już los pierwszych firm. Nie poddawałem się! W roku 2002 otworzyłem kolejną działalność gospodarczą „opieka pedagogiczna całodobowa nad dziećmi i młodzieżą”-to była moja pasja i powołanie.
    Dzielnie wykonałem wszystkie czynności: ZUS,Urząd Gminy na końcu poszedłem do Urzędu Skarbowego by zgłosić opodatkowanie firmy. Tam dowiedziałam się, że tego typu działalności opodatkowane są na zasadzie „karty podatkowej” czyli płacić miałem miesięczny ryczałt pomniejszony o składkę zdrowotną. Bardzo mnie to ucieszyło gdyż uprościło to sprawy księgowe do tego stopnia, że nawet tak antymatematyczny umysł jak mój był w stanie sobie z tym poradzić. Znalazłem zleceniodawcę firmę, która zajmowała się profesjonalną opieką nad dziećmi z zaburzeniami i zacząłem zarabiać. Doskonalenie warsztatu i rozwijanie się przynosiło mi wiele radości. Dodatkowo miałem uzasadnione poczucie, że pomagam tym dzieciom-uwierzcie mi wspaniała sprawa!
    Zacząłem wystawiać faktury i na moje konto wpływały kolejne wpłaty. Wir pracy wciągnął mnie jednak tak mocno, że po 10 miesiącach intensywnego kontaktu z zaburzonymi osobami potrzebowałem odpoczynku, nie nadawałem się do pracy. Zrobiłem sobie kilkudniowy urlop i przeznaczyłem go w 100% na refleksje nad tym co się ze mną stało. W wyniku tej introspekcji doszedłem do wniosku, że chcę dalej pracować jako terapeuta tylko muszę zmienić „setting” to znaczy zawodowe ramy, które zapewnią więcej dni wolnych na wentylację oraz muszę mieć więcej wpływu na moją pracę. W firmie dla, której pracowałem nie było to możliwe tam stosunki były bardzo sformalizowane. Kierując się potrzebą samodzielnego decydowania o kierunkach terapii znalazłem innego zleceniodawcę. Tam miałem zdecydowanie większą możliwość wcielanie swoich idei w życie. Jestem marzycielem, idealistą i dużym dzieckiem-takie opinie słyszę na swój temat. Coś w tym jest, bo jeszcze jako uczeń szkoły podstawowej, a było to w latach osiemdziesiątych całą klasą chodziliśmy do kina gdzie kilka razy oglądałem film „Akademia Pana Kleksa”. Dla nieznających tematu wspomnę ,że Pan Kleks prowadził dom dziecka, w którym realizował swoją kontrowersyjną wizję wychowania. Ów dom dziecka mieścił się w szlacheckim dworku z ogrodami pełnymi zieleni. Podświadomie Pan Kleks stał się moim idolem. Zrobiłem więc tak samo. Poszukałem partnerów, którzy dysponowali takim obiektem-stary szlachecki dworek i 12ha parku. Wspólnie, z wielkim entuzjazmem rozpoczęliśmy nową działalność. Jeśli chodzi o aspekty pedagogiczne sprawy układały się wspaniale. Znowu miałem poczucie, że daję ludziom wielką wartość-ale nie o wychowaniu tu mowa, lecz o prześladowaniu, dlatego wrócę do tematu.
    Zmieniło się miejsce, w którym prowadziłem działalność, zmienił się zleceniodawca oraz inne czynniki, więc pojechałem do Urzędu Skarbowego i poinformowałem o tym. Pani, która dotąd zajmowała się moim przypadkiem powiedziała, że w nowej sytuacji ma wątpliwości czy podlegam jeszcze opodatkowaniu w ramach karty podatkowej. Wysłała mnie zatem do kierowniczki, starszej pani gdzie dokładnie opisałem jak wygląda prowadzona przeze mnie działalność-dostałem informacje, że dalej mogę być opodatkowany jak dotychczas. Działalność świetnie się rozwijała, wspólnie z pozostałymi pedagogami wypracowaliśmy własny styl wychowania: było to połączenie pedagogiki, psychoanalizy, socjoterapii i pracy na związku. To podejście dawało niesamowite efekty.-aha znowu piszę o wychowaniu już się poprawiam!
    Jak już wspomniałem, dzięki ciężkiej pracy firma dynamicznie się rozwijała, więc uznałem, że przyszedł czas na ułożenie sobie życia osobistego. Zaręczyłem się wspaniałej kobiecie i wyznaczyliśmy datę ślubu na 07.07.2007
    Jak każdy, co roku oddawałem deklarację PIT do US i nie budziła ona żadnych zastrzeżeń czy pytań, choć byłem w stałym kontakcie telefonicznym z panią, która się tym zajmowała. Co roku dostawałem kolejną decyzję, które określały sposób rozliczania z US. Po pięciu latach zrobiono mi kontrolę i jedną decyzją wycofano wszystkie, które otrzymałem w ciągu ostatnich pięciu lat. Po ponad rok trwających przesłuchaniach, wypytywaniach, prześladowaniach Urząd Skarbowy uznał, że powinienem od początku płacić podatek na zasadach ogólnych i w zawiązku z tym mam do nadpłacenia niecałe 50.000PLN z czego ok 30% to same odsetki. Moje życie przez ponad rok tej kontroli wyglądało w następujący sposób: średnio raz w tygodniu dostawałem wezwanie na adres gdzie byłem zameldowany. Na wezwaniu zamieszczona byłe groźba, że jak się nie zjawię to będę doprowadzony siłą itp. Moja mama dzwoniła do mnie do pracy i informowała o kolejnych terminach przesłuchań. Miejsce gdzie pracowałem było oddalone od rodzinnej miejscowości o 120km. Ja prowadząc cały dom, zajmując się zakupami i troszcząc się o funkcjonowanie ośrodka, dzielnie zostawiałem upośledzoną dziewczynkę (, którą się opiekowałem całodobowo) u kolegi. Po czym gnałem 240km (2 strony) aby odpowiadać na pytania urzędnika o tym co posiadam, jakie pojazdy, ile wydaję na jedzenie ile na ubranie ile na paliwo itp. Po roku niepewności, prześladowania, traktowania mnie jak bandytę moje zdrowie odmówiło posłuszeństwa. Po drodze na kolejne przesłuchanie zacząłem odczuwać ból w klatce piersiowej. Ból narastał wraz z odległością, która dzieliła mnie od miejscowości, gdzie mieścił się Urząd Skarbowy. Jak już przekroczyłem tablicę informującą, że wjechałem do rodzinnego miasta ból stał się nie do zniesienia. Wszystko wskazywało na zawał serca. Na szczęście zaraz przy wiedzie do mojej miejscowości znajduje się szpital. Zwijając się z bólu, resztką sił wdrapałem się do stacji pogotowia ratunkowego. Natychmiast rozpoczęto badania, bo przecież tak młody człowiek i ma zawał? Co najmniej dziwne? Po badaniach okazało się, że przyczyną bólu silny stres, wywołany najprawdopodobniej przez życie w chronicznej niepewności.
    To okropne doświadczenie sprawiło, że musiałem zmienić swoje psychiczne nastawienie, bo przecież znalazłem swoją drugą połowę, chciałem założyć rodzinę i nie miałem zamiaru być kłębkiem nerwów czy odchodzić na tamten świat.
    Prowadzenie moich spraw z urzędem zleciłem radcy podatkowemu. To odciążyło mnie na tyle abym mógł funkcjonować, niestety z tym obciążeniem o dobrym wychowaniu dzieci nie było mowy. Zlikwidowałem, więc działalność i zacząłem pobierać zasiłek. Pomyślałem, że skoro państwo nie chce abym pracował i zarabiał pieniądze to nie będę się przy tym upierał.
    W rezultacie żadne moje uwagi nie były uwzględnione i otrzymałem decyzję, że muszę zapłacić nowo wyliczony podatek. Zbliżał się czas mojego ślubu, został jeszcze tylko tydzień. Postanowiłem jeszcze spróbować ostatniej szansy-poprosić naczelnika Urzędu Skarbowego o zaniechanie ściągania podatku lub rozłożenie go na raty ze względu na moją szczególna sytuację. Odpowiedział, że zbada sprawę i w ciągu tygodnia da mi znać. Nadzieje były wielkie. Tydzień minął. Do piątku rano nie dostałem żadnej informacji, było to dla mnie bardzo ważne gdyż wydatki związane z weselem spowodowały, że miałem takiej kwoty. Ślub miał się odbyć w sobotę i chcąc wiedzieć czy będę miał głowę wolną od myśli związanych z US z wielką nadzieją zadzwoniłem do naczelnika w przed dzień wesela. Odpowiedź mnie zaszokowała. Na moje pytanie czy mogę liczyć na pozytywną decyzję odpowiedział oburzony, że co ja sobie wyobrażam?! Muszę zapłacić podatek i to natychmiast! Tak to każdy by chciał! Postanowiłem więc zadać teoretyczne pytanie: co muszę zrobić by nie płacić tego podatku? Dostałem odpowiedź, dosłownie:”Musi pan umrzeć, pan i pańska rodzina! Tylko śmierć podatnika powoduje unieważnienie roszczenia US” Takie słowa w przed dzień ślubu kolejny raz dały mi do myślenia. Wraz z żoną potraktowaliśmy to jako życzenia ślubne państwa polskiego na naszą nową drogę życia. Bo przecież naczelnik Urzędu Skarbowego reprezentuje stanowisko państwa. W sobotę ślub, ten piękny dzień będę pamiętał do końca życia. Składając sobie przysięgę małżeńska oprócz tradycjonalnego tekstu przysięgliśmy sobie również, że rodzinę założymy w innym kraju. Nie możemy przecież ryzykować, że taka sytuacja się powtórzy lub ,że przydarzy się ona naszym dzieciom, których chcemy mieć wiele. Wesele udało się wspaniale. Następny tydzień poświęciłem na zgromadzenie kwoty podatku. Szybko znalazłem nabywcę na niedawno zakupiony domek letniskowy, była to przemiła rodzina z pobliskiej miejscowości. Pozyskane w ten sposób pieniądze pozwoliły zapłacić wyliczone przez Urząd Skarbowy należności. Kolejny cios. Po miesiącu od wpłaty dostałem kolejne wezwanie. Tym razem chodzi o przyznanie się do przestępstwa podatkowego, kara 4000PN. Myślę sobie przestępstwa? Przecież to mnie okradziono! Grożono mi, że jak nie poproszę o samoukaranie to sprawa będzie oddana do sądu i w konsekwencji będę oficjalnie karany. Kara jaką przyznają sądy w takich przypadkach jest znacznie mniejsza, ale jak powiedziała pani w urzędniczka to ma swoją cenę, szantażowała mnie w ten sposób, abym zgodził się na wspomiane 4000PLN kary. Nie zgodziłem się, więc sprawa trafiła do sądu. Sędzia dokładnie zbadała sprawę, gdyż nie mogła dopatrzeć się mojej winy. Odbyła się druga rozprawa. Wezwani byli świadkowie, między innymi: ówczesna kierowniczka działu, która wówczas poinformowała mnie, że podatek który płacę jest właściwy. Niestety jest ona już na rencie i nie może sobie niczego przypomnieć. Zostałem ukarany najniższą grzywną.
    Co uzyskali urzędnicy tym postępowaniem? Podzielę moją opinię na kwestie moralne i finansowe. Najpierw moralne. Po pierwsze: okradli mnie nic nie dostając w zamian. Złamali siódme przykazanie. Po drugie: Wyrządzili krzywdę mi i mojej rodzinie. Po trzecie: Jak na ironię domek, który sprzedałem, aby zapłacić podatek spalił się jeszcze przed ogłoszeniem wyroku. Więc kolejne nieszczęście. Po czwarte: zlikwidowana została świetna działalność, przynosząca zyski. Po piąte: wraz z żoną wyjechaliśmy z Polski i mieszkamy w pięknym miejscu, gdzie dalej razem prowadzimy działalność. Czyli kraj stracił obywateli, którzy mają wyższe wykształcenie, trzy fakultety znają dobrze dwa języki i są aktywnym wulkanem dobrych pomysłów. Dzisiaj mamy już dwójkę wspaniałych dzieci. Wraz z żoną prowadzimy firmę zajmującą się wychowaniem. Pierwszy milion już za nami. Nieustannie się dokształcamy, aby jeszcze bardziej przysłużyć się społeczeństwu. O tym jak nas ojczyzna potraktowała nie zapomnimy na pewno.
    Finansowy bilans jest taki: dla niecałych 50.000PLN czyli ok 13.000EUR państwo straciło obywateli, którzy tylko w jednym roku zapłacili ponad 22.000EUR podatku. Trafił on do innego kraju. Jako, że nasza firma się bezustannie rozwija straty wyrządzone przez głupie decyzje urzędników dla skarbu państwa są bardzo duże, gdyż ja już nie mam zamiaru wracać i zawsze będę płacił podatki na rzecz innego kraju. Na stratach finansowych się jednak nie kończy. Historia, którą przytoczyłem ma jaszcze moralny bilans i on jest zdecydowanie negatywny.

  14. Marek Bernaciak

    Spowiedź to przede wszystkim sakrament, czyli obecność Boga w duszy. I nie jest to slogan jedynie. Kto nie zakosztował mocy, jaką daje łaska uświęcająca, nie wie, o czym mówią wierzący. To jest MOC! Gdybyśmy umieli w niej trwać, nie byłoby przeszkód dla nas w żadnym obszarze.
    Ja często oddaję siebie i swoją firmę w Jego ręce, jak mnie lęki biorą. Bo biorą. Mówię mu: to Twoja firma, masz ludzi na utrzymaniu, załatw jakieś zamówienia! I jeszcze się nie zdarzyło, żeby nie było jakichś dziwnych zjawisk, telefonów, zapytań i… zamówień. Ale… to JEST Jego firma!

Dodaj komentarz