Nauczymy się czegoś o życiu, rodzinie i firmach. Ciekawe co możecie mu poradzić?

„Historia ta mogłaby zacząć się po mojej obronie pracy magisterskiej, albo po maturze, albo w wieku 15 lat… ale kompletna będzie tylko wtedy kiedy opowiem ją od samego początku.

Moi rodzice rozpoczęli własny biznes w 1995 roku. Rynek był wtedy drapieżnie nienasycony. Każda dobrze prowadzona firma przynosiła jeśli nie krocie to chociaż przyzwoity zarobek. Moi rodzice wstrzelili się idealnie. Otworzyli drugą w moim mieście hurtownię kwiatów na ogrodzie, kilka metrów od domu rodzinnego. ****** jeszcze wtedy ponad 300 tysięczne miasto z rozwiniętym przemysłem stwarzał znakomite warunki do życia i zarabiania pieniędzy. Tak było w przypadku mojej rodziny. Mimo, że praca w kwiatach to była nowość wszyscy począwszy od najmłodszego brata bo moją babcię uczestniczyli w pracy co sprawiło, że biznes nasz stał się biznesem stricte rodzinnym.

Nauczony pracy od małego, nie dość że często (w wieku 10 lat) wykonywałem w firmie proste prace to już wtedy wiedziałem, że obojętnie co będę robił w życiu to będę to robił na swoim. W wieku 15 lat potrafiłem sprzedać lub wydać towar klientom, sprzątałem i czyściłem kwiaty i niejako byłem przygotowywany do przejęcia hurtowni gdy już dorosnę.

Z upływem lat, chcąc być niezależny finansowo, imałem się różnych prac: przy pielęgnowaniu ogrodów u bogatych mieszkańców, pracach porządkowych i prowadząc swoją pierwszą w życiu małą firmę usługową, świadczącą usługi wykonywania napisów na szarfy pogrzebowe.

Bez większym problemów i stresów skończyłem liceum, następnie studia – które okazały się wielkim niewypałem ale mimo wszystko je ukończyłem. Rodzice nie wykazywali chęci przekazania mi firmy więc 2 dni po obronie pracy magisterskiej wyruszyłem na podbój wysp brytyjskich.

Tam szybko dostałem lekcję życia, gdzie szybko nauczyłem się rozróżniać wrogów od przyjaciół, jak dbać o siebie i jak poradzić sobie na obczyźnie. Ze średnim poziomem nauki języka angielskiego zdobyłem pracę szybko ale poniżej moich kwalifikacji – jako kierowca wózka widłowego (kurs zrobiłem na miejscu). Była to jednak praca bardzo dobra, z satysfakcjonującym wynagrodzeniem, świetnymi warunkami socjalnymi. Byłem bardzo szanowany, wszyscy bardzo mnie lubili oraz została mi przedstawiona propozycja znaczącego awansu, zwiększenia wynagrodzenia, musiałem jeszcze wytrzymać 2 miesiące na dotychczasowym stanowisku.

Los chciał jednak inaczej. Przez rok pobytu w Anglii rodzice bez znaczącej pomocy między innymi mojej osoby tak mocno podupadli na zdrowiu, że pewnego pięknego sobotniego, czerwcowego ranka zadzwonili do mnie prosząc, niemal błagając abym jak najszybciej wrócił i przejął firmę.

2 dni zajęła mi decyzja o wyjeździe z Polski. 2 dni także trwała wewnętrzna debata o powrocie. Wyjeżdżając cały dobytek zamknął się walizce. Wracając mój dobytek powiększył się dodatkowo o komputer i kopertę z pieniędzmi.

Pierwszy tydzień to był szok. Problemy w urzędach, niejasne przepisy i sterta papierów do wypełnienia wystarczyło abym jasno ujrzał jak wygląda państwo ciemiężone postkomunistycznym duchem.

Jeszcze większy szok przeżyłem gdy już jako nieoficjalny właściciel ujrzałem swoje nowe miejsce pracy. Budynek z którego zawsze byłem taki dumny jawił się teraz jako rudera, z dziurawymi szybami, brakiem komory chłodniczej i zaplecza – istna tragedia. Za całe zarobione dotychczas pieniądze kupiłem duży samochód dostawczy i rozpocząłem.

Szybko domyśliłem się, że prowadząc hurtownię jak moi rodzice nie osiągnę zbyt dużo i zawsze będę wiele kroków za konkurencją. Rozpocząłem z całą werwą i zaangażowaniem sukcesywnie wykonując to co sobie zaplanowałem. Zacząłem kupować kwiaty bezpośrednio na zachodzie omijając kilku polskich pośredników, każdy wolny grosz wykorzystywałem na poszerzenie oferty, remonty, marketing i na wszystko co uważałem, że zwiększy obrót i tym samym zyski. Wiem, że przez ten czas zrobiłem wiele błędów na szczęście jednak mimo przeciwności losu dzielnie kroczyłem naprzód rozwijając firmę.

Nie wiadomo kiedy minęło 6 lat przez które z nic nie znaczącej małej firmy stworzyłem małe przedsiębiorstwo, które przynosił mi taki zysk, że żyłem na niezłym poziomie, jeździłem po świecie, miałem wszystko co tylko przedsiębiorca mogłem sobie zamarzyć.

Z rodziną od samego początku mieliśmy umowę, że płaciłem im za każdą najdrobniejszą pomoc gotówką. Dodatkowo to w mojej gestii było opłacanie podatków za nieruchomości, prąd, wodę. Były takie momenty, niedużo ale jednak były, że gdy zapłaciłem mojej rodzinie za wszystko na co się umówiliśmy, wychodzili finansowo lepiej ode mnie. I mimo, że pieniądze w stosunku do ich pracy były o wiele za duże nie miałem wyjścia gdyż teren na którym postawiona była hurtownia nie należał do mnie, tylko do moich rodziców, a oni wyraźnie zastrzegli sobie, że nie pozwolą aby ktoś obcy (np mój pracownik) przebywał na ich terenie. Niestety było to niefortunne rozwiązanie ale na inne nie mogłem sobie pozwolić.

Po 6 latach stało się coś co nie śniło mi się w najgorszych koszmarach. Mianowicie sól w oku mojej rodziny – czyli jak się okazało mój sukces sprawił, że pewnego dnia cała rodzina po prostu przestała mi pomagać. I tu zrobię mała pauzę. Pomyśli Pan: Uuuuuu cała rodzina przeciwko niemu? Co on takiego zrobił, że tak nagle, w ciągu jednego dnia po prostu się odwrócili? Może to jego wina? Spieszę się tłumaczyć. Cała ta akcja miała na celu przejęcie dobrze prosperującej firmy. Tyle i aż tyle.

Moja rodzina co zrozumiałem za późno, nie mogła patrzeć na pieniądze, które spływały na moje konto, na wycieczki na które jeździłem, na wdzięczność od klientów i sukces który odniosłem. I tak pracę, którą wykonywało 4, a w porywach nawet i 5 osób nagle musiałem wykonywać sam. Ten kto tego nie przeżył nie będzie wiedział o co mi naprawdę chodzi: Kilka dni z rzędu bez wychodzenia z pracy, zarwane nocki w podróży, stres, wyczerpanie, dźwiganie wielu ton towaru tygodniowo i wiele wiele strasznych rzeczy, które robiła moja rodzina aby jak najbardziej obrzydzić mi życie sprawiło, że przez niecały rok uszkodziłem kręgosłup w odcinku szyjnym, nabawiłem się nerwicy, napadowych bólów głowy, depresji i kilku innych schorzeń. Sen był dla mnie największym darem na który rzadko mogłem sobie pozwolić.

W międzyczasie musiałem wynająć prawnika który prowadził za mnie sprawę o odzyskanie pieniędzy, w nocy jeździłem remontować niedawno co kupiony wymarzony domek, do tego dwa auta, które były na wyposażeniu firmy zaczęły się notorycznie psuć.

Próbowałem przenieść firmę w inne miejsce, ale klientów było tak dużo, że miałem czas żeby się tym zająć między 4 a 6 rano. Jak Pan się domyśla nie było chętnych na umówienie się w takich godzinach. Przez ten czas z normalnego, ciężko pracującego ale szczęśliwego człowieka stałem się wrakiem człowieka. I tak nadszedł pamiętny wieczór gdzie podniosłem o jeden kilogram za dużo. Usłyszałem trzask niczym trzask suchej gałązki na której się staje chodząc po lesie i było po kręgosłupie.

Rano jak się obudziłem nie mogłem ruszyć nogami jednak na szczęście czucie po kliku godzinach wróciło. Ból został do tej pory. Nie miałem wyjścia, zdrowie dla mnie było najważniejsze. Po konsultacjach z lekarzami wiedziałem że moja kariera w hurtowni się skończyła i w życiu raczej już nie popracuję fizycznie.

Po 7 latach spakowałem się do małego plecaka, pożegnałem się z klientami i odszedłem. W bardzo ciężkich bólach udało mi się wydobyć od rodziny 20 tysięcy zł za biznes, który warty był wiele wiele więcej. Zostawiłem wszystko na co ciężko zapracowałem ot tak w ciągu niemal jednego dnia.

2 lata poddawany byłem ciągłej rehabilitacji, zastanawiając się cóż mógłbym dalej zrobić ze swoim życiem. Sprzedałem samochody, sprzedałem dom i zostawiłem wszystko za sobą zaczynając nowe życie w wieku 33 lat.

Czuję wewnętrznie, że po tym co mnie spotkało, a minęło już prawie 2 lata, nie mogę się pozbierać. Czasami myślę, że obojętnie do jakiej pracy bym nie poszedł to nigdzie nie zabawię zbyt długo, gdyż posmakowałem najlepszej na świecie pracy na swoim. Z jednej strony muszę pracować aby się utrzymać a z drugiej strony żadna praca już nie jest dla mnie na tyle ciekawa i satysfakcjonująca abym mógł się w niej zakotwiczyć. Stworzyłem coś wspaniałego, coś z czego byłem dumny nad życie, a co zostało mi brutalnie odebrane siłą. Boję się, że do końca życia będę szukał substytutu, namiastki swojej hurtowni i nigdy jej nie znajdę.”

Zapraszam, zobacz moją rozmowę z Piotrem na YouTube, autorem tej historii.

=> https://www.youtube.com/watch?v=CZoy5S8C4XU

1 komentarz

  1. Radek

    Smutne, ale prawdziwe. Łzy cisną się na oczy same i to wszystko zgotowała mu RODZINA. Okazuje się, że bliscy mogą utrudnić i uprzykrzyć życie bardziej niż obcy. Smutne …

Dodaj komentarz