Jak naprawić Trumpcare

Taka myśl odnośnie reformy zdrowia u Trumpa. Ale najpierw założenie. Skoro jest demokracja, a ludzie, którzy nie wyewoluowali jeszcze na tyle, aby zrozumieć wolny rynek i nie rozumiejąc go, wbrew swojemu interesowi chcą opodatkować dużo bardziej bogatych niż biednych to wprowadzono podatek dochodowy. Biedni płacą mało, średni średnio, bogaci dużo i 30% i 50% i 80% im więcej tym lepiej. Tylko tych wysokich podatków nikt nie płaci, bo wystarczy w prawie napisanym na 186 stronie ustawy o rybołówstwie czy czymkolwiek napisać, że część zysków nie jest dochodem i nie podlega temu opodatkowaniu. Kto jest na tyle inteligentny to pojmie co i jak i podatku nie zapłaci, a motłoch nie sięgnie po siekiery, bo nikt nie tylko nie będzie chciał, ale nie będzie mógł wyprowadzić go z błędu, bo jakiś tam poziom IQ trzeba posiadać do zrozumienia.

I teraz do zdrowia w USA. Otóż. Albo płacisz sam za wszystkie zabiegi, albo kupujesz ubezpieczenie.

Gdyby każdy wykupywał sobie ubezpieczenie zdrowotne w prywatnej firmie w wieku 18 lat i płacił do końca życia to składka miesięczna nie byłaby duża. Koszty działalności trzeba by podzielić na wszystkich pełnoletnich ludzi. Możemy policzyć jakiś średni koszt korzystania ze służby zdrowia. Dajmy na to, że średnio wydajemy w ciągu życia 500 tys. dolarów. Pomijamy koszty ubezpieczalni. Możemy więc się ubezpieczać na wolnym rynku ze składką po 10 tys. dolarów rocznie (plus marża dla firmy), przez 50 lat. A potem już mieć służbę zdrowia do końca życia.

Nie wszyscy jednak dobrowolnie wykupują takie ubezpieczenie. Po jakimś czasie części z nich przychodzi zmierzyć się z rzeczywistością pod postacią np, raka. Nie mając ubezpieczenia muszą zapłacić za leczenie 50 tys. dolarów. Duża część z nich nie wywali nagle z kieszeni takiej gotówki. Idą do firmy ubezpieczeniowej, która im mówi. No teraz jesteś chory. Więc za raka to sam sobie zapłać. To tak jakby ubezpieczać się od wypadku po wypadku. Rak powoduje też podwyższenie ryzyka u Ciebie w przypadku innych chorób, więc za raka płacisz sobie sam, a potem chętnie cię ubezpieczymy, ale za stawkę 5 razy większą niż zdrowy 18 latek.

Ludzie Ci potem płaczą, że są wyzyskiwani, że prawa człowieka itp. Rząd więc zrobił tak, że zmusił firmy ubezpieczeniowe do nie dyskryminowania ze względu na choroby i nie ważne czy jesteś chory czy zdrowy to składkę masz płacić taką samą. Oczywiście nie tak zero-jedynkowo, ale taki sens.

Więc ludzie przestali wykupywać ubezpieczenia. Po co płacić jak się jest młodym i zdrowym? Skoro w momencie choroby wystarczy kupić ubezpieczenie i składka będzie taka sama (podobna)? Składka poszła więc szybko do góry. Roczne koszty służby zdrowia rozkładały się tylko na ludzi chorych, a nie na wszystkich. Zamiast płacić co roku składkę X. Ludzie po 10 latach gdy zachorowali musieli płacić 10X od razu. Mniej więcej oczywiście.

Obama poszedł tą drogą, że powiedział ludziom, że jak nie wykupią ubezpieczenia to ich ukarze podatkiem. Podatek był dużo mniejszy niż ubezpieczenie, więc sukcesywnie zwiększał ten karny podatek. Nie pomagało.

Trump proponuje, aby karnego podatku nie było, nadal proponuje, aby ubezpieczalnie musiały ubezpieczać ludzi chorych, że nie można im odmówić, ale mogą za nich żądać o 30% więcej pieniędzy. Półśrodek, który nic nie zmienia, bo nadal ludziom się nie będzie opłacać ubezpieczyć, ale krok w dobrą stronę. Regulowana cena zawsze jest zła.

Wszystko więc zmierza do takiej sytuacji. Że ubezpieczenie będzie rosło. Ilość chorych jest zawsze podobna. Służba zdrowia będzie świadczyć mniej więcej tyle samo zabiegów. Jednak struktura przychodów się zmienia. Wszystkie koszty będą rozbite tylko na chorych w danym roku. Żaden zdrowy nie będzie się ubezpieczał, nie będzie więc wrzucać pieniędzy do puli zmniejszając wysokość składki.

Załóżmy, że połowa ludzi nie przechodzi ciężkich chorób. W tak zbudowanym systemie nie ubezpieczają się, bo im się nie opłaca, bo i tak muszą płacić tyle co chorzy. Znaczy to, że koszty funkcjonowania służby zdrowia spadają tylko na chorych ludzi. Więc średnio z 500 tys. koszty wzrastają na 1 milion na chorego i to płatne od razu w ratach powiedzmy po 333 tys. rocznie. gdy zaczynasz się ubezpieczać jak już masz raka to zakładamy że te 3 lata pożyjesz i będziesz płacił.

System więc stwarza silne ekonomiczne argumenty, aby zdrowi ludzie się nie ubezpieczali, więc tego nie robią. Jak jesteś zdrowy, masz silny organizm i nieco szczęścia to na tym wygrasz. Wszystko to kosztem chorych. Ale z drugiej strony system tworzy też możliwości.

Co powiecie na ubezpieczenie na wypadek nie posiadania wystarczającej gotówki na opłatę składki ubezpieczeniowej ubezpieczenia zdrowotnego?

No bo gdybyś normalnie chciał się ubezpieczyć to w naszym modelu musiałbyś płacić 50 lat po 333 tys. dolarów. Zupełnie bez sensu. Bo możemy zacząć się ubezpieczać dopiero jak zachorujemy, więc potrzebujemy statystycznie tylko 3×333 tys. dolarów na ubezpieczenie zdrowotne.

Możemy więc ubezpieczyć się na wypadek nie posiadania tych pieniędzy kiedy zachorujemy. Ubezpieczą się zarówno ludzie, którzy zachorują, jak i ci którzy nie zachorują. Więc składka ubezpieczenia na opłacenie składki ubezpieczenia zdrowotnego znowu wraca do 10 tys. dolarów, do takiej kwoty jaka była na wolnym rynku bez tych wszystkich lewackich reform, korygowania itp. Oczywiście podwyższona o kilka procent, bo cały mechanizm też musi trochę kosztować.

Skoro więc składka wraca do tego samego poziomu, to po co w ogóle tworzyć takie kombinacje alpejskie? Ano bo ludzie nie rozumieją. Nie są w stanie zrozumieć. Robią sobie szkodę, a ci co rozumieją i tak na swoje wyjdą. Choć nieco większym kosztem.

Dodaj komentarz