Właśnie odkryłem dlaczego przez ostatnie kilka lat nie udzielałem się jakoś specjalnie jako dziennikarz gospodarczy. Działając w większości w UK najzwyczajniej nic mnie ku temu nie motywowało. Ileż można pisać o tym jak system jest przyjazny i jak łatwo załatwia się różne rzeczy? Wystarczyły jednak 2 miesiące działania w Polsce, aby z bezsilności motywacja do pisania wróciła. Te wszystkie nonsensy prawne, sprzeczne interpretacje oraz dziesiątki godzin i dziesiątki tysięcy złotych zmarnowanych na załatwienie najprostszego tematu. Prawdziwa kopalnia tematów, których w UK najzwyczajniej nie było. Dzisiaj na tapetę biorę procedurę przejmowania kontroli nad spółką.
Chociażby sama procedura kupowania udziałów w spółce. Pięć godzin spędzonych u notariusza przez 6 osób. Licząc dojazdy to w sumie osoby te muszą przeznaczyć na taką operację cały dzień, a tak przedsiębiorcze osoby, włącznie z notariuszem, nie zarabiają mało. I już marnujemy 10 tys. zł wartości naszego czasu na coś co w UK można by było mailowo załatwić w maks 15 minut na osobę.
No ale kupno udziałów w spółce i zostanie jej prezesem to jedno, a przejęcie faktycznej kontroli to drugie. Cóż z tego, że w KSH mamy art. 201, mówiący o tym, że do zmiany składu zarządu spółki wystarczy uchwała wspólników. Żaden bank i prawie żaden urząd tego przepisu nie przestrzega i odmawia jakiejkolwiek akcji jeżeli sąd nie dokona aktualizacji wpisu w KRS.
Oj tam. Niby nic wielkiego. W UK logujesz się na odpowiedniej stronie. Usuwasz stary zarząd i wpisujesz nowy. Wszystko załatwisz w 10 minut, ale nie w Polsce. U nas trzeba wypełnić 24 kartki papieru i wysłać do sądu, który ponoć ma 7 dni na odpowiedź. No ale 7 czy 57 to w sumie nie ma o co kopi kruszyć prawda? No i taki sąd odpowiada w 57 dniu i informuje, że wypełniłem starą wersję formularza, że w nowej jest okienko, aby zaznaczyć czy się jest obcokrajowcem. Człowiek poprawia, wysyła i za 57 dni otrzyma odpowiedź. Formularz ściągnięty ze strony sądu, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten kto nigdy nie miał przeterminowanych formularzy na własnej stronie.
Wszyscy w Polsce nauczeni są składać wnioski do urzędów na dwóch kopiach. Jedną kopię zostawiamy w urzędzie, a na drugiej Pani przybija pieczątkę z datą na potwierdzenie, że pismo do urzędu wpłynęło. To się nazywa Prezentata. Raz w życiu używałem kredytu do finansowania działalności. Było to dawno temu. Aby przedłużyć kredyt potrzebowałem zaświadczenia o niezaleganiu z ZUS. Napisałem więc podanie o taki papierek i oczywiście dostałem pieczątkę na kopii. Po 4 tygodniach zaświadczenie nie przychodziło więc poszedłem do urzędu. Cóż. Pani informuje mnie, że ja żadnego wniosku nie złożyłem. Z dumą pawia prezentuje jej poświadczoną kopię, że jednak składałem. Pani z zaciekawieniem wzięła dokument i bez zażenowania powiedziała, że cóż z tego, jak ona w systemie nie ma i mam złożyć nowy wniosek. Nie dostarczyłem dokumentu do banku na czas. Kredyt został wypowiedziany. Były to trudne chwile dla mnie w firmie. Nauczyłem się jednak wtedy, aby nigdy nie przeceniać skuteczności urzędów.
No ale to było kiedyś a teraz jest teraz. Kupiłem spółkę, która funkcjonuje. Są operacje, pracownicy, przelewy, zobowiązania. Wypadałoby, aby nowy zarząd przejął kontrolę nad kontem bankowym. Idę więc do banku. Przedstawiam się jako nowy właściciel i prezes zarządu i składam dwa wnioski. Pierwszy o odebranie dostępu do konta staremu zarządowi, a drugi do dania dostępu do konta mnie. Pani profesjonalnie proponuje kawę, daje mi odpowiednie formularze, wypełniam je. Składam podpisy na papierze oraz takim elektronicznym piórem. Temat wydawałoby się załatwiony czekam na dostęp. Mija czas. Stary zarząd traci dostęp do konta, nowy zarząd tego dostępu nie ma. Mimo kilku setek tysięcy zł na koncie spółka traci możliwość dokonywania jakichkolwiek płatności. Nikt nie jest upoważniony do dysponowania kontem. Trzy godziny na telefonie z bankiem, aby wyjaśnić sprawę. Okazało się, że bank uznał, że tymi papierami uwierzytelniłem się jako właściciel wystarczająco, aby skutecznie odebrać dostęp staremu zarządowi, ale za słabo, aby nadać dostęp nowemu zarządowi. Nikt nie widzi w tym sprzeczności. Niby bank prywatny, ale procedury raczej KNF-u w tej sprawie. Mimo art. 201 KSH sam akt notarialny z uchwałą o zmianie zarządu nie wystarczy. Trzeba jeszcze dostarczyć kopie wniosku do KRS z Prezentatą. No ale do sądu setki kilometrów. Papiery wysłałem pocztą i mam tylko potwierdzenie nadania. Okazuje się, że nie wystarczy.
Tyle mówimy o przesyłaniu papierów do urzędu drogą elektroniczną. Potężne inwestycje w oprogramowanie dla KRS, aby ludzie mogli składać papiery elektronicznie i wszystko to do niczego nie potrzebne. Aby mieć wniosek z prezentatą to i tak trzeba jechać do sądu i iść do Pani, która przystawi pieczątkę. Pocztą ma się tylko nikomu do niczego nie potrzebne zaświadczenie nadania. Prezentaty nie ma się też składając papiery drogą elektroniczną. Bo jak czytam w Gazecie Prawnej – „Ustalając datę doręczenia… wysłanej elektronicznie należy brać pod uwagę jedynie rzeczywisty czas wydrukowania, gdyż wtedy zapis elektroniczny uzyskuje swą zmaterializowaną tradycyjną, papierową formę – stwierdził w wyroku WSA. Wówczas dopiero wtedy pismo uzyskuje wymiar materialny, a więc przyjmuje cechy pisma tradycyjnego. Wykonany wydruk należy, jako pismo wpływające do sądu, oznakować pieczęcią (tzw. prezentatą) oraz podpisem pracownika przyjmującego pismo, ze wskazaniem sądu, daty i godziny wpływu oraz liczby załączników. Miarodajny jest zatem rzeczywisty czas wydrukowania, gdyż wtedy zapis elektroniczny uzyskuje swą zmaterializowaną tradycyjną, papierową formę.”. Śmiech.
Trudno. Kolega prawnik zamawia akta spółki do czytelni, robi kopie wniosku z prezentatą. Dni lecą. Sprawa wyjaśniona. Lżejszy jestem o kolejne tysiące i ze 30 godzin pracy, ale dostęp do kont odzyskany. Niestety nie do wszystkich! Dlaczego?
Spółka jest założycielem uczelni. A według nowej ustawy o szkolnictwie wyższym z lipca 2018 w Radzie Uczelni nie mogą zasiadać tajni współpracownicy urzędu bezpieczeństwa w latach 1944 do 1990 i trzeba wykazać, że się nie współpracowało, a my tego zapewnienia nie dołączyliśmy do wniosku i dlatego procedura się wydłuża. U nas w tej radzie jest tylko jedna osoba. W 1990 roku miała 6 lat. Pytam się więc czy donosiła na kolegów z przedszkola? Mówi, że nie. Dołączamy więc do wniosku odpowiednie oświadczenie, że w podanych latach osoba z rady uczelni nie była TW bo w 1990 roku miała tylko 6 lat i jest to niemożliwe. Tylko czy uwierzą? Czy takie oświadczenie wystarczy? Może powinienem wystąpić do IPN o zaświadczenie?
I z taką zagwozdką idę dzisiaj spać. Trzy miesiące sobie tak korespondujemy z różnymi urzędami. To co w UK załatwiam logując się do systemu i zmieniając w 10 minut mnie już kosztowało przynajmniej 50 godzin pracy mojej, ok 100 godzin pracy współpracowników i kilka tysięcy na prawników i doradców. I tylko dlatego, że ani urzędy, ani banki nie respektują art. 201. KSH, a sąd rejestrowy robi sobie jaja z terminami. Nawet generatora formularzy nie potrafią zrobić za te miliardy na informatyzację. A to wcale nie najciekawsze kawałki. Teraz idę spać, ale będzie więcej.
miki
W polsce tak wszystko dziala. Tu nie ma cos ie kopac z koniem, tylko zmykac za granice. Te patany jeszcze chca ludzi sciagac 🙂 Do czego, po co?
Zbigniew L
W swojej książce „Biznes w kraju dziadów” byłeś Kamilu, znacznie bardziej ostry w stosunku do urzędników i procedur. Widzę poniekąd zobojętnienie i pogodzenie się z systemem. Nie porównuj Polski do Anglii i Irlandii. Raczej do Niemiec i Francji czy Austrii. Z jednej strony narzekasz na procedury, a z drugiej strony zważ, że są one stworzone dla Twojego dobra.
Jak mawiał Lenin : „zaufanie jest dobre, ale kontrola jest lepsza”. Jako przedsiębiorca nie wiem, gdzie jest lepiej? Czy w krajach common law, gdzie nawet gdy spełnisz wszelkie wymogi prawne, to i tak byle menda może pozwać Cię do sądu i otrzymać
solidne odszkodowanie, za byle co, czy system kontynentalny, gdzie gdy nie naruszasz przepisów, to mogą cię pocałować. System kontynentalny to więcej przepisów, ale też i większa pewność obrotu, niezależna od widzimisię sędziego.
Alhar Klinkier
Aż miło wrócić, prawda? Ciekawe czy po kilku miesiącach udało się doprowadzić sprawy do finału, bo to wcale nie takie oczywiste…
paweł
no właśnie… tu nie ma sensu prowadzić jakiejkolwiek działalności bo człowiek jest uważany z góry za złodzieja i kombinatora i ma się wszędzie tłumaczyć urzedom… chore